Gry  -» Scena  -» Inne
 
 

 

Legends Of Arathia: Nations War

 

 

     Przed rozpoczęciem gry zajrzałem do plików. Od razu rzuca się w oczy katalog wklejonego skryptu - nie ruszony. Złorzecząc, sprawdziłem też Audio. Część tych największych jest zdublowana, często w dziwnych miejscach, nie wiem jednak, w ilu wariacjach występują grafiki - autor sprytnie zabezpieczył projekt, najwyraźniej bojąc się, że ktoś ukradnie jego paintowe kreacje. Nie ze mną te numery, dlatego szybko przełączam się na poradnikową liczbę mnogą i odpalamy grę, żeby przynajmniej zripować co lepsze obrazki.
     Na początek wita nas piękny i jakże bezużyteczny alert (zamiast tekstu "znam komendę print!" mamy jednak zwykłe "witaj w mojej grze!") i plansza Content Rating, mająca zapewne nadać grze pozory profesjonalizmu. Później mamy ekran tytułowy, który nie nastraja do gry pozytywnie - ot, obrazek i biały tekst. W takim samym stylu utrzymane jest menu główne. Po wciśnięciu pięknie podkreślonego "nowa gra" trzeba jeszcze przebrnąć przez początkową księgę, gdzie piękną, wszechobecną czcionką zapisano ogólną sytuację, w jakiej się znajdujemy, miejscami wychodząc poza powierzchnię kartek. Później ekran zmienia barwę i do celi naszego bohatera próbuje wejść sam "wielki król", jak nazywa go nasz Bezimienny. Ciekawostka - sam wejść nie może, bo klucze najwyraźniej znajdują się w posiadaniu uwięzionego tam bohatera. Szybko więc go budzi i prosi o pozwolenie. Bohater najwyraźniej upodobał sobie swoją celę i nie chce wpuścić "wielkiego króla" do środka. Później ujawniają się jego motywy - to król wtrącił go do więzienia, które tak polubił! Najwyraźniej zajęło mu to trochę czasu, bo wcześniej zdążył solidnie walnąć głową w mur (próba ucieczki?) częściowo uszkadzając pamięć. Przeżył też długą głodówkę - worki ze zbożem, leżące w drugim kącie celi, są nienaruszone. Być może właśnie bojąc się o nie Bezimienny dalej nie pozwala "wielkiemu królowi" wejść. Król ucieka się do Władczego Tonu Wypowiedzi, który najpierw nie skutkuje (bohater grozi królowi w pełnej zbroi zabiciem gołymi rękami - ofiara ma chyba umrzeć ze śmiechu), ale w końcu bohater odsuwa się, król wchodzi od razu (widocznie cela nie była nawet zamknięta) i otwiera przejście za pomocą silnego ładunku wybuchowego, który jednak nie ma żadnej siły odrzutu bądź też "wielki król" zdążył przyśrubować się do podłogi, bo stoi w jednym miejscu, jakby wybuch nastąpił pięćset kilometrów dalej. Bez żadnych znaków oszołomienia podejmuje się też opowiedzenia krótkiej opowieści o wydarzeniach z ostatnich pięciu minut, dzieli się też z bohaterem swoimi przeczuciami nt. śledzących go postaci. Jedna z nich wchodzi z zamiarem zabicia "wielkiego króla", który, zamiast uciec z bohaterem, postanawia "zatrzymać" zakapturzonego osobnika. Podejrzane, prawda? Nasz Bezimienny szybko ucieka przejściem i przejmujemy nad nim kontrolę.
     Pierwszą z denerwujących rzeczy są buty naszego bohatera. Wbudowane w obcasach czujniki odtwarzają dźwięk kroku, jednak trochę nieregularnie. Wystarczy 20 minut gry, i dźwięk ten zaczynamy słyszeć wszędzie. Na początku jednak nie zdążymy zajść daleko, bo już po kilku krokach czeka nas wybór klasy. Wydarzenie to jest otrąbione, jakby wykonało się właśnie jeden z ważniejszych questów (brakuje tylko pokazu sztucznych ogni). Znajdziemy też skrzynkę z bronią (inna dla każdej klasy) i po następnych paru krokach dodamy premię do umiejętności. Całość wieńczy wklepanie imienia (całkiem spory wybór greckich liter i znaków przestankowych) i można wyjść na otwartą przestrzeń - do Spokojnego (sądząc po dźwiękach, niezupełnie) Lasu.
     Tutaj zaczyna się właściwa gra. Nie zdradzając dalszych wydarzeń: jest zabugowana jak łazienka bawarskiego turysty, ale to w końcu tylko betatest, więc można to autorowi wybaczyć. Bardziej razi spora niekonsekwencja w niektórych miejscach: całkowicie bezużyteczną mapę można w każdej chwili wywołać przyciskiem [A], tak, jak mówi jej opis, ale na lokalizację dziennika zadań trzeba wpaść samemu (przycisk [W], bardzo logiczne położenie). Naszym pierwszym przeciwnikiem będzie od razu boss, którego można pokonać jednym ciosem, w mieście wiecznego śniegu przez cały czas pada deszcz, a 10 osób w gospodzie robi hałas jak na stadionie. To wszystko drobnostki, jednak czasem mocno denerwują, i składają się na dość nieprzyjemny obraz gry, zwłaszcza, kiedy dodamy do tego masę błędów ortograficznych i sztuczne wydłużanie czasu gry poprzez pozostawianie gracza zastanawiającego się, gdzie ma pójść i z kim porozmawiać, aby pchnąć akcję dalej.
     Ogólnie Legends of Arathia to typowa "pierwsza produkcja", której autor zachłystuje się możliwościami programu, ładując wszystkiego jak najwięcej. Znajdziemy więc masę mp3 (niektóre zdublowane), skryptów (większość bezużyteczna, a podejrzewam, że nieużywanych jak ten pierwszy jest więcej) i... całej reszty jest niestety trochę mało. Mapy wyglądają na robione na zasadzie ślepego machania myszką, fabuła również nie jest najwyższych lotów. Grywalność mogłaby być całkiem wysoka, gdyby nie zbyt częste zostawianie gracza bez wskazówek (co mocno kontrastuje z sytuacjami, kiedy jedyną możliwą drogą jest pójście naprzód) i kilka denerwujących rzeczy, które jednak wynikają z natury gry i niektórym mogą się podobać. W zasadzie głównie tutaj narzekam, a przecież są gorsze gry. Po doszlifowaniu może wyjść z tego całkiem niezła produkcja, czego Państwu i sobie życzę XD.
     Na zdrowie!

Ludzix

 


Autor
-» DragonWings   Wersja RM -» XP   Rodzaj -» RPG   Rok wydania -» 2007

 


Copyright 2004/07 by Tokei. All rights reserved by Tokei.
Layout by dominiczeK(dK) & Michu